_________________________________________________
i n f o r m a t i o n s //.
♂ one-shot utrzymywany jest w klimacie melancholijnym, wręcz depresyjnym
♂ pisząc go skupiłam się na przeżyciach wewnętrznych bohatera
♂ os porusza wątek yaoi, czyli klasycznie - sprawy wyłącznie mężczyzn
Ku zagłębieniu się dokładnie w opowiadanie polecam włączyć sobie jakąś smutną nutę, która kojarzy Wam się z nieszczęśliwą miłością, gdyż właśnie o tym jest dzisiejsza notka. Nie chciałabym tu narzucać konkretnego utworu, gdyż nie każdy mógłby poczuć tą smutną magię one-shota. Mimo wszystko zachęcam co stworzenia sobie tego "odpowiedniego nastroju", aby czytało Wam się jak najmilej. :)
_________________________________________________
Chodziłem wtedy do 1A. Klasy najlepszej wśród pierwszaków. Zawsze siadałem w pierwszej ławce przy oknie, ufnie opierając głowę na drewnianym parapecie. Wsłuchiwałem się w ten melodyjny głos. Opowiadał o historii świata, jakby każde wydarzenie spotkało Go zaledwie parę dni temu. Zawsze oddawał się temu bez granic. Kiedy zaczynał, nastawała cisza. Kiedy kończył, miałem wrażenie, że przeżyłem to wszystko wraz z Nim. Wtedy jeszcze byłem tylko smarkaczem, który myślał, że jest pępkiem świata. Miałem niemało zarówno dziewczyn jak i chłopaków. Za każdym razem kończyłem z nimi, kiedy tylko chcieli czegoś więcej. Potem moje serce stawało się coraz twardsze, zimniejsze. Mijały miesiące, a ja co chwilę zmieniałem partnerów. Zachowywałem się po części jak dziwka. Mimo to na każdej Jego lekcji błagałem Boga żeby podszedł do mnie i powiedział coś miłego. Nigdy się to nie zdarzyło. Nim się spostrzegłem, moje serce zawędrowało gdzieś daleko, w miejsce, z którego nie było już powrotu. Potrafiłem tylko siedzieć bezczynnie, wpatrując się w Jego głębokie spojrzenie. Każde 45 minut było jak bajka. Potem szedłem do pierwszego lepszego chłopaka, żebym mógł się łudzić; myśleć, że to On trzyma mnie w swych ramionach. Zamykać oczy i dać ponieść się chwili. Mimo wszystko nie potrafiłem podarować im siebie. Całym moim ciałem, sercem należałem do Niego i nic nie mogło tego zmienić. Byłem zakochany po uszy...
Potem On odszedł. Zastąpiła Go jakaś starsza kobieta o wielkich, czarnych jak węgiel oczach. Zupełnie straciłem poczucie czasu i miejsca. Opuściłem się w nauce, przez co paradoksalnie, jako ktoś z zadatkami na geniusza zostałem przeniesiony do najgorszej klasy. Mijały miesiące. Wtedy po raz pierwszy nie zdałem. Moje życie legło w gruzach. I w zasadzie nawet nie zauważyłem tego.
Pewne sytuacje stały się moją rutyną. Szedłem do szkoły tylko po to, żeby siłą wyobraźni zobaczyć Go jeszcze raz. Zawsze olśniewającego, młodego lecz wielkodusznego dżentelmena. Później nogi już same niosły mnie w kierunku Reeperbahn*. To w tej dzielnicy nauczyłem się dorosłego życia. Było mi wszystko jedno gdzie byłem, co robiłem, z kim... Ci ludzie, których do niedawna obserwowałem z daleka pociągnęli mnie na dno jak bezbronne dziecko pośrodku ogromnego jeziora. To zaczęło się odkąd dostałem się do wymarzonej szkoły. Pragnąłem wiedzy. Chciałem pomagać, kształtować przyszłość nie tylko sobie, ale i osobom, które bardzo dobrze znałem. Osobom, które kochałem i szanowałem. Marzenia doprawdy niczego sobie. Skończyły się jednak w ciągu zaledwie kilku dni. Nie potrafiłem temu zaradzić. Uczyłem się tylko po to, aby dobrze wypaść przed ukochanym nauczycielem. Dobrze? Nie. Najlepiej. Żeby mnie zauważył, podszedł i choć spytał, poprosił o coś. Wtedy moja rzeczywistość zaczęła się rozpływać. Już nie potrafiłem odróżnić dobra od zła. Zacząłem dawać mu sygnały. Myślałem, że te dziecinne igraszki rozbudzą w Jego sercu żar miłości. Byłem taki głupi. Nie zdołałem Go nawet dobrze poznać. Kiedy opuścił naszą szkołę byłem okropnie rozgoryczony. Nigdy wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy, ale to zaszło za daleko. Nie potrafiłem poradzić sobie z najmniejszymi problemami. Uciekałem od świata z otuchą, że w innym spotkam kogoś równie wspaniałego.
To wszystko trwało jakieś niecałe dwa lata. Potem rzuciłem szkołę. Nie żegnając się z nikim, spakowałem plecak i wyszedłem z domu. Opuściłem granice miasta i postanowiłem żyć na własną rękę. W dniu, kiedy miało odbyć się zakończenie roku szkolnego, zmęczony już szukaniem, wychudzony przez głód, obserwujący ludzi zapuchniętymi od płaczu oczami usiadłem na dachu jakiegoś wieżowca. Zapragnąłem się uwolnić. Zganiając wszystko na niefortunny podmuch wiatru, przekroczyłem barierkę i powoli oderwałem się od budynku. Nikt nigdy nie dowiedział się dlaczego. Ponieważ nikt nigdy nie pytał o nic. Nikt się niczym nie interesował. Na koniec nie było osoby, któraby cokolwiek zauważyła. To wtrącało mnie w jeszcze większy smutek i żal.
W tym ostatnim momencie zdawało mi się tylko, że widzę człowieka, którego tak strasznie mocno kochałem. Chyba nawet biegł w moją stronę ze łzami w oczach. Ciekawe dlaczego... Na wyjaśnienia było już niestety za późno. Szkoda, że po straceniu wszystkich nadziei wpadłem w taką okrutną depresję, że nie zdążyłem poznać całej prawdy.
Czy zabrakło mi tego czasu, o którym tak cała ludzkość bez przerwy mówi? Czy może po prostu moje serce stwierdziło, że nie da rady dłużej cierpieć...
Gdybym tylko mógł pożyć choć chwilę dłużej, aby jeszcze raz ujrzeć jego niesamowicie piękną twarz. Objąć ją dłońmi i wyszeptać ledwie dwa słowa. Żeby tylko wiedział. Nie zapomniał. Pamiętał.
Kocham Cię...
...dlaczego wciąż jesteś poza zasięgiem mojej ręki...
______________________________________________________________
* Reeperbahn jest to dzielnica 'rozrywki dla dorosłych' w Hamburgu (Niemcy). Nic innego nie potrafiłam wymyślić ^ ^' Jak wrzucicie sobie nazwę w Google to będziecie wiedzieli bliżej co to za dzielnica >D
________________________________________________________________________
Obrazek nie jest wykonany przeze mnie. Znalazłam go w internecie.
_______________________________________________________________
Tak oto notka dobiegła końca. Mam cichą nadzieję, że podobało się. :>
Jeszcze raz zapraszam do skomentowania choć pokrótce, z powodu mojej nieustającej walki z brakiem zainteresowania blogiem ;_;
Do soboty! Bai bai~ :3